Prawo autorskie w praktyce – podcast „Prawo dla kreatywnych”, odc. 4

Czytałeś już coś o prawie autorskim, ale brakuje ci konkretnych życiowych przykładów, by w pełni zrozumieć, o co chodzi? Czwarty odcinek podcastu „Prawo dla kreatywnych” będzie dla ciebie idealny. Opowiadam w nim o najważniejszych aspektach prawa autorskiego na podstawie rzeczywistego problemu. Lubisz case study? Zapraszam do odsłuchu.

Spis treści

Odcinek podcastu

Poniżej widzisz odtwarzacz, który pozwoli ci odsłuchać odcinek.

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi Soundcloud w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu odtwarzacz.

Wszystkie pozostałe odcinki podcastu „Prawo dla kreatywnych” znajdziesz na podstronie poświęconej podcastowi.

Transkrypcja odcinka

Wolisz czytać niż słuchać albo chcesz lepiej przyswoić sobie treść odcinka? Poniżej znajdziesz transkrypcję.

Wstęp

Cześć, nazywam się Wojtek Wawrzak, a to jest czwarty odcinek podcastu o prawie dla kreatywnych.

Tak, tak, to już czwarty odcinek. Oznacza to, że słyszymy się już czwarty tydzień z rzędu. Niesamowite, jak ten czas leci. Dopiero co zaczynałem, a dzisiaj już czwarty odcinek.

Jeżeli go słuchasz, to ogromnie ci dziękuję za okazane zaufanie. Mam nadzieję, że również dzisiaj dowiesz się czegoś przydatnego. Jeżeli jeszcze nie słuchałeś poprzednich odcinków, zajrzyj pod adres prakreacja.pl/podcast – znajdziesz tam listę wszystkich dotychczasowych odcinków, czyli trzech, a dzisiaj czwarty, czwarty tydzień. Zaczynamy!

Stan faktyczny

Dzisiejszy odcinek oparty będzie na stanie faktycznym, który zaistniał na grupie dla grafików po godzinach. To jest taka grupa facebookowa, w której często biorę udział, na której się udzielam i gdzie jestem postrzegany jako ekspert od prawa autorskiego. Często pomagam tam ludziom nieodpłatnie, linkuję do swoich artykułów, po prostu staram się odpowiadać na ich realne pytania.

W grupie pojawił się taki oto stan faktyczny: klient przyszedł do agencji reklamowej po projekt etykiety. Ten projekt został mu wykonany. Nie było żadnej umowy na piśmie, tylko po prostu ustalenia, jak współpraca ma wyglądać. Klient zapłacił, dostał etykietę, po czym zniknął.

Taka sytuacja dość często się zdarza. Często mówią mi o tym graficy, że klient przychodzi, płaci, dostaje projekt i znika. Żadnej umowy, ustaleń co do wykorzystania projektu. Po jakimś czasie grafik znajduje w internecie swój projekt, który został wykorzystany na wiele różnych sposobów.

Pojawia się pytanie, czy klient miał prawo to zrobić, biorąc pod uwagę, że zapłacił za projekt, za grafikę. Czy to od razu oznacza, że mógł wykorzystać go w dowolny sposób? Za chwilkę to wytłumaczę.

Autorskie prawa majątkowe do utworu

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, które wynika z tego stanu faktycznego, trzeba powiedzieć sobie chwilę o prawach autorskich. Projekt etykiety czy jakikolwiek inny projekt najczęściej będzie utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Oznacza to, że prawa do tego projektu będą przysługiwały twórcy, czyli grafikowi.

Czasem może zdarzyć się specyficzna sytuacja, gdy ten grafik będzie zatrudniony na etacie, a umowa o pracę będzie przewidywała, że stworzone przez niego utwory po przyjęciu przez pracodawcę stają się własnością pracodawcy, czyli pracodawca nabywa autorskie prawa majątkowe, ale tak czy siak te prawa autorskie, majątkowe będą po stronie twórcy bądź pracodawcy.

Jeżeli klient chciałby nabyć prawa od grafika, to musiałby z grafikiem zawrzeć umowę przenoszącą autorskie prawa majątkowe. Taka umowa w Polsce wymaga zachowania formy pisemnej. A forma pisemna w Polsce to umowa z własnoręcznym podpisem stron.

Oznacza to, że umowy przenoszącej autorskie prawa majątkowe nie można zawrzeć przez e-mail, ustnie, czy przez telefon. Ona musi mieć formę pisemną, czyli najczęściej będzie po prostu spisaną umową i podpisaną własnoręcznie przez obie strony.

Oczywiście polskie prawo dopuszcza również formę pisemną elektroniczną, ale musi być to podpis przy wykorzystaniu kwalifikowanego certyfikatu. To sprawia, że nadal ta forma nie jest popularna i bardzo mało podmiotów w Polsce korzysta z takiej formy przy zawieraniu umów.

Jeżeli chcemy przenieść autorskie prawa majątkowe, to najczęściej zawieramy umowę na piśmie. Podpisujemy ją przy jednoczesnej obecności stron w jednym miejscu, czyli siedząc w biurze, spotykając się z klientem lub w jakiejkolwiek innej przestrzeni.

Czasem zdarza się też tak, że umowa zawierana jest drogą korespondencyjną, czyli jedna strona drukuje dwa egzemplarze umowy, oba podpisuje i wysyła pocztą drugiej stronie, a ta druga strona podpisuje oba egzemplarze, jeden u siebie zostawia, a drugi przesyła drugiej stronie.

W ten sposób dochodzi do zawarcia umowy przenoszącej autorskie prawa majątkowe. I dopiero wtedy możemy mówić, że do przejścia autorskich praw majątkowych rzeczywiście doszło. Dopóki nie ma umowy na piśmie, prawa autorskie majątkowe pozostają przy twórcy.

Tak właśnie było w tej sytuacji, o której mówiłem na początku. Co z tego, że klient zapłacił za projekt etykiety, że były jakieś ustalenia mailowe, kiedy nie było umowy na piśmie? Wobec tego nie ma wątpliwości, że klient nie nabył autorskich praw majątkowych do projektu etykiety.

Co to oznacza? To oznacza, że prawdopodobnie nie miał prawa dalej rozpowszechniać tej etykiety. Zapłacił za jej wykonanie, ale nie za prawa do jej wykorzystywania.

To jest jedno stanowisko. Ale może pojawić się drugie, bazujące na dorozumianej licencji.

Licencja na korzystania z utworu

Do udzielenia licencji nie jest potrzebne zachowanie formy pisemnej. To oznacza, że umowa licencyjna może być zawarta mailowo, telefonicznie, a nawet w sposób dorozumiany, czyli przez jakieś określone zachowanie.

Takim standardowym przykładem umowy licencyjnej dorozumianej jest wysłanie przez autora tekstu do gazety. Można powiedzieć, że wysłanie takiego tekstu na ogólnodostępny adres redakcji jest swojego rodzaju licencją na wykorzystanie tego tekstu.

Oczywiście to jest dość akademicka dysputa, ponieważ trudno mi sobie wyobrazić, by w dzisiejszych czasach gazeta opublikowała artykuł bez zawarcia umowy z autorem. Wprawdzie można argumentować, że wysłany e-mail jest licencją, ale profesjonalny podmiot zawsze dąży do tego, żeby ustalenia mieć klarowne, spisane.

Zatem wracając do naszego stanu faktycznego: do przeniesienia autorskich praw majątkowych na pewno nie doszło, ale można byłoby zastanawiać się, czy grafik nie udzielił klientowi dorozumianej licencji na korzystanie z projektu etykiety.

Czy poprzez fakt wykonania etykiety dla klienta i zapłaty przez klienta za ten projekt nie została udzielona licencja na korzystanie z tego projektu?

Jasne, można by tak argumentować, ale tutaj pojawia się drugi wątek, który wiąże się z tajemniczym pojęciem funkcjonującym na gruncie prawa autorskiego – z pojęciem pól eksploatacji. Zarówno przeniesienia autorskich praw majątkowych, jak i udzielenie licencji zawsze musi być wykonane na określonych polach eksploatacji.

Pola eksploatacji

Czym są te pola eksploatacji? Krótko mówiąc, są to sposoby korzystania z utworu. Polem eksploatacji będzie korzystanie z utworów w internecie, wydruk utworu, nagranie wideo. Generalnie każdy możliwy sposób korzystania z utworu jest odrębnym polem eksploatacji.

Dlatego jeżeli np. autor wydaje książkę, to wydawca w umowie zawiera, że licencja udzielana jest na polu eksploatacji obejmującym wydruk książki, stworzenie e-booka czy też audiobooka, bo to wszystko są odrębne pola eksploatacji.

Dlaczego te pola eksploatacji są takie ważne? Bo jeżeli doszło do przeniesienia autorskich praw majątkowych lub udzielenia licencji na określonym polu eksploatacji, to strona umowy może korzystać z utworu wyłącznie na tych polach eksploatacji. Nie może zrobić nic więcej. Jeżeli zrobi coś więcej to, mimo że ma umowę, naruszy prawa autorskie twórcy.

Stąd te pola eksploatacji są ważne. Dlatego ja zawsze nakłaniam moich klientów, aby w umowach bardzo precyzyjnie te pola eksploatacji opisywali. Im bardziej szczegółowy opis, tym lepiej.

Niestety często posługujemy się bardzo ogólnymi, tymi standardowymi polami eksploatacji. Powielamy je z ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, a to nie jest do końca dobry zabieg w dzisiejszych czasach, bo dzisiaj powinno się te pola eksploatacji opisywać szczegółowo. Tak jak już powiedziałem, im bardziej szczegółowy opis, tym lepiej.

Wracając do tego stanu faktycznego, klient zapłacił, na pewno nie nabył autorskich praw majątkowych, ale może nabył licencję. Tylko że pojawia się problem, że strony w jakikolwiek sposób nie ustaliły możliwych pól eksploatacji. I dlatego ja uważam, że klient nie ma praw korzystać z utworu, a na pewno nie na wszystkich polach eksploatacji, które mu się wymarzą.

Klient nie może drukować sobie projektu, rozpowszechniać go w internecie, wykorzystywać w social mediach, na plakatach, ulotkach, banerach, bo to wszystko są różne pola eksploatacji. I nigdzie w ustaleniach między stronami nie było mowy o takich polach eksploatacji.

W związku z tym klient, rozpowszechniając projekt na tylu różnych polach eksploatacji, naraża się na zarzut naruszenia praw autorskich. I jeżeli taki zarzut się pojawi, to klient będzie musiał wykazać, że on miał prawo do korzystania z utworu na tych polach eksploatacji.

Czy będzie w stanie to wykazać? Bardzo wątpliwe. Po pierwsze nie będzie miał umowy, więc już jest na gorszej pozycji. Po drugie, prawdopodobnie będzie miał jakieś ustalenia mailowe, ale pewnie nie będzie w nich mowy o polach eksploatacji, być może będą jakieś rozmowy telefoniczne, jakieś rozmowy przy świadkach, ale jak znam życie, to tam znowu nie będzie mowy o polach eksploatacji, tylko o terminie, kiedy projekt ma być stworzony, i o wynagrodzeniu, jakie ma być należne grafikowi.

Wobec tego pozostaje jeszcze odwołanie się do funkcjonującego zwyczaju w danej branży. Można by się było zastanawiać, czy jeżeli klient płaci za jakiś projekt, to czy zwyczajowo on nie nabywa jakiejś licencji na korzystanie z tego projektu. Oczywiście taka argumentacja na korzyść klienta byłaby możliwa, można byłoby konstruować wnioski, że skoro zapłacił, że skoro był to grafik, a klient prowadzi działalność gospodarczą w określonym zakresie, to płacąc za projekt, chciał tę grafikę wykorzystywać w ramach tej działalności.

Jasne, taka argumentacja jest możliwa, natomiast ja bym się z nią nie zgodził. Ja bym w takim sporze stanął po stronie grafika, tym bardziej że jego wynagrodzenie za stworzenie tego jednego projektu pewnie nie było duże. W związku z tym grafik zawsze mógłby mówić, że to wynagrodzenie, które strony ustaliły, było za stworzenie projektu i dopiero potem klient miał zadecydować, czy projekt mu się podoba, czy będzie chciał z niego dalej korzystać, zlecić grafikowi dostosowanie projektu do innych pól eksploatacji, aż w końcu zawrzeć umowę na wykorzystanie projektu.

Klient wycofał się po pierwszym etapie, zapłacił kwotę za pierwszy projekt i zniknął. W związku z tym, moim zdaniem, należy przyjąć, że klient nie ma jakichkolwiek praw do korzystania dalej z tego projektu graficznego.

Naruszenie praw autorskich

Gdy grafik stwierdzi, że klient wykorzystywał jego projekt dalej bez jego zgody, to grafik będzie, kolokwialnie mówiąc, na prawie. Co to znaczy, że grafik będzie „na prawie”? To znaczy, że posługiwanie się przez klienta projektem graficznym będzie można uznać za naruszenie praw autorskich przysługujących grafikowi.

W konsekwencji grafik będzie mógł kierować roszczenia ochronne przeciwko klientowi.

Po pierwsze, grafik będzie mógł domagać się zaniechania naruszeń, czyli zaprzestania posługiwania się projektem.

Po drugie, domagać się przeprosin w takim miejscu, jakie uzna za słuszne, np. na fanpage’u firmy, w jakimś oświadczeniu w gazecie.

Grafik może się domagać również odszkodowania, czyli pieniędzy. To odszkodowanie będzie mógł wywodzić z zasad ogólnych, tylko wtedy będzie musiał wykazać szkodę, jaką poniósł, albo skorzystać z mechanizmu tzw. zryczałtowanego odszkodowania, czyli będzie musiał wykazać, ile normalnie wziąłby za udzielenie licencji, ile pieniędzy by sobie zażyczył, jakiej wysokości wynagrodzenie, i będzie mógł domagać się dwukrotności tego wynagrodzenia.

Najczęściej tą drogą idą graficy, podmioty, których prawa autorskie zostały naruszone, bo jest to dość wygodna droga. W takiej sytuacji najczęściej posługujemy się umowami z przeszłości, wskazujemy na kwoty wynikające z tych umów, za które udzielaliśmy licencji bądź przenosiliśmy autorskie prawa majątkowe. Wywodzimy z tego, że nasza praca kosztowałaby normalnie tyle i tyle, i żądamy dwukrotności.

Co ten grafik ma zrobić w związku z tym, że przysługują mu takie roszczenia ochronne? Po pierwsze, powinno się zacząć od wezwania do zaprzestania naruszeń praw autorskich, czyli wysłać takie formalne pismo, w którym mówimy: „Słuchaj, drogi kliencie, wiemy, że wykorzystujesz nasz projekt bez naszej zgody, widzimy to, to stanowi naruszenie przysługujących nam autorskich praw majątkowych, żądamy zaprzestania naruszeń i ewentualnie od razu jakiejś kwoty tytułem odszkodowania”.

Co może zrobić klient? Klient może się przestraszyć, zaprzestać naruszeń i zapłacić. Najczęściej będzie chciał wtedy zawrzeć z nami swojego rodzaju ugodę, w której my będziemy zrzekać się dalej idących roszczeń. To jest opcja najbardziej optymistyczna.

Natomiast często będzie tak, że klient stwierdzi: „OK, naruszyłem wasze prawa, co teraz mi zrobicie? Chcecie ode mnie pieniędzy, to idźcie do sądu”.

Jeżeli tak, to rzeczywiście grafik będzie musiał do tego sądu pójść, złożyć pozew o naruszenie praw autorskich, przed sądem wykazać, że utwór jest jego i że klient korzystał bez zgody. Jeżeli mu się to uda – proces wygrany, sąd stwierdzi naruszenie praw autorskich i super.

Coraz więcej jest procesów o naruszenie praw autorskich, coraz częściej twórcy decydują się korzystać z instytucji sądu. To dlatego, że coraz więcej jest takich naruszeń i coraz większą wartość komercyjną one mają. Bo nie oszukujmy się: jeżeli klient zapłacił przykładowo 2000 zł za jakiś pierwszy projekt, a potem ten projekt wykorzystał w wielu kolejnych swoich posunięciach, to bardzo dużo zaoszczędził.

Gdyby to grafik miał mu przygotowywać dalej ten projekt, dostosowywać do kolejnych rozwiązań, tworzyć kolejne grafiki czy jakiekolwiek inne elementy, to wynagrodzenie byłoby dużo większe. A kiedy jeszcze ten projekt wykorzystywany jest np. do produkcji jakichś etykiet, a etykiety naklejane są na produkty, które są rozpowszechniane w bardzo dużej ilości na terenie całego kraju, to ranga naruszania jest bardzo duża.

W takiej sytuacji grafik na pewno nie odpuści. I jeżeli pytałby się mnie, czy odpuszczać, to ja bym mu powiedział: „W życiu nie odpuszczać, musimy walczyć nie tylko o pieniądze, ale również o tę świadomość, że prawa autorskie są bardzo ważne”. Bo dzisiaj żyjemy w takich czasach, kiedy każdy z nas chce zarabiać na własności intelektualnej, a mimo wszystko nie szanujemy własności intelektualnej innych osób.

To jest bolesne, dla mnie to jest niezrozumiale, bo odchodzi się od kultu pracy fizycznej, mówi się wiele o pracy umysłowej, o innowacjach, nowych technologiach i każdy z nas chce na tym zarabiać, a nie każdy z nas jest w stanie szanować pracę twórczą innych. Ale to taka dygresja bardziej światopoglądowa niż prawna.

Podsumowanie

Chciałbym, żebyś z tego odcinka zapamiętał kilka rzeczy.

Po pierwsze, że projekt graficzny to utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Prawa autorskie do projektu graficznego jako utworu najczęściej przysługują twórcy. W szczególnych przypadkach mogą przysługiwać pracodawcy, ale najczęściej przysługują twórcy.

Po drugie, twórca na swoim projekcie może zarabiać, przenosząc autorskie prawa majątkowe lub udzielając licencji. Przeniesienie autorskich praw majątkowych zawsze wymaga zachowania formy pisemnej pod rygorem nieważności, co oznacza, że trzeba spisać umowę. Bez niej do przeniesienia autorskich praw majątkowych nie dochodzi.

Oprócz przeniesienia praw autorskich możliwe jest udzielenie licencji. Licencja może być dorozumiana, mailowa, telefoniczna, ale najczęściej w przypadku profesjonalnych działań mamy do czynienia z licencją jako spisaną umową.

Co więcej, to przeniesienie autorskich praw majątkowych i ta licencja zawsze muszą dotyczyć określonych pól eksploatacji. Czyli zawsze trzeba w umowie przewidzieć, co druga strona będzie mogła z tym utworem zrobić, w jaki sposób go wykorzystać.

I ostatnia rzecz, którą chciałbym, żebyś zapamiętał, to to, że gdy zidentyfikujesz naruszenie swoich praw autorskich, to nie odpuszczaj, tylko walcz. Pokaż osobie, która wykorzystała twoją twórczość bez twojej zgody, że nie będzie bezkarna. Niestety w dalszym ciągu do naruszeń praw autorskich dochodzi i będzie dochodzić, ale im częściej będziemy o tym mówić i walczyć o swoje prawa, tym lepiej.

To chyba wszystko, co chciałem ci dzisiaj powiedzieć. Może na koniec jeszcze taka jedna ogólna uwaga: to, że pewne ustalenia w prawie można czynić mailowo, telefonicznie czy na Messengerze na Facebooku, nie oznacza jeszcze, żebyśmy tak robili.

Jasne, to jest jakaś możliwość, ale w działalności profesjonalnej zawsze stawiajmy na spisane umowy. Dlaczego? Dlatego że spisana, podpisana własnoręcznie przez strony umowa po prostu jest silnym zabezpieczeniem. Oczywiście pod warunkiem że jest to umowa profesjonalna, dobrze przygotowana i pasująca do rzeczywistej sytuacji.

Zakończenie

Serdecznie dziękuję za twoją obecność. Jeżeli podobał ci się ten odcinek, to zachęcam do pozostawienia recenzji w iTunes – możesz to zrobić z poziomu swojej aplikacji „Podcasty” na telefonie, poprzez przejście do iTunes. Ocenić możesz, wystawiając gwiazdki i dodając kilka słów recenzji. Każda recenzja pomoże mi być wyżej w rankingu iTunes i pozwoli mi dotrzeć do większej liczby osób.

Tymczasem serdecznie dziękuję Ci za wysłuchanie dzisiejszego odcinka i do usłyszenia w następnym! Trzymaj się ciepło, cześć!

Do poczytania

O prawie autorskim możesz poczytać więcej tutaj:

Jeszcze więcej przydatnych artykułów znajdziesz w strefie wiedzy dla kreatywnych.

Bonus: kurs o umowach

Dodatkiem do tego materiału jest mini kurs mailowy o umowach prawnoautorskich.

Dodatek dostępny jest dla subskrybentów newslettera.

Prakreacja.pl

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi systemu komentarzy Disqus w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu komentarze.