Dlaczego blogi nie powinny być prasą?

Czy blogi obowiązuje prawo prasowe? Czy blog można uznać za prasę w rozumieniu prawa prasowego? Czy blog trzeba rejestrować?

Odpowiedzi na te pytania udzieliłem swojego czasu w artykule co to jest prasa, czyli czy muszę coś rejestrować? Odpowiedź była pozytywna – blog może być na gruncie obowiązujących przepisów uznany za prasę.

Dzisiaj zadaję inne pytanie. Czy blogi powinny być uznane za prasę? Moim zdaniem, nie powinny. Dlaczego? O tym przeczytasz poniżej.

Prakreacja.pl
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w dniu 02.04.2014 r. W związku z internetowym zamieszaniem odnośnie rejestracji blogów, wywołanym artykułem w Gazecie Prawnej, odświeżyłem go i przeredagowałem w dniu 18.01.2016 r.

Spis treści

Prawo nie wie, co to blog

Problem z kwalifikacją prawną bloga wynika z braku jakiejkolwiek regulacji prawnej wprost mu poświęconej. Blog dla prawa nie istnieje.

Trudno się zresztą dziwić. Skoro sami zainteresowani blogosferą są w stanie spierać się do upadłego, kim w ogóle jest bloger, trudno oczekiwać, by zechciał tak drażliwy temat podjąć ustawodawca. Tym bardziej, że musi być ustawodawcą racjonalnym, a o faux-pas w tej materii nie trudno.

Bloger dziennikarzowi nierówny

Z uśmiechem na twarzy przywitałbym nowelizację prawa prasowego, która nie pozostawiłaby złudzeń, że blog to nie prasa. Moglibyśmy w końcu odpuścić sobie absurd nazywania blogera dziennikarzem, a wpisu na blogu materiałem prasowym.

Wprawdzie większość radośnie argumentujących za możliwością uznawania blogów za prasę pomija te dwa pojęcia w swoich wywodach, to jednak trzeba powiedzieć jasno: bloger dziennikarzem nie jest i materiałów prasowych nie tworzy.

Ba, ów bloger chętnie podkreśla, że od dziennikarza dzieli go przepaść. A dziennikarz najchętniej blogera w tę przepaść by wrzucił – za odbieranie mu chleba, zasięgu i popularności.

Blogerzy i dziennikarze polubili toczoną między sobą wojenkę o ”lepszość bytu”, dlaczego więc odbierać im tę radość, zrównując ich wobec prawa?

Jeśli ktoś upomina się natomiast o argument natury prawnej, oto i on:

Prakreacja.pl
Art. 7 ust. 1 pkt 5 – dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji.

Proszę mi powiedzieć, gdzie w tej definicji legalnej dziennikarza miejsca dla blogera? Jaki stosunek pracy z redakcją, jakie upoważnienie? Bloger z założenia ma być szefem samym sobie. Panem i władcą, niepodzielnie rządzącym swoim królestwem silną ręką.

Żaden z niego również redaktor naczelny. Bo nie ma na czego stać czele. Możemy się metaforycznie zabawiać, że sam jest sobie redakcją – czyli jednostką organizującą proces przygotowywania (zbierania, oceniania i opracowywania) materiałów do publikacji w prasie – którą jednocześnie kieruje, ale sensu w tym nie ma za grosz.

Uśmieje się bloger ze swoich przywilejów

Spotykam się czasem z przekonaniem, że dla blogera być dziennikarzem to fajna sprawa. Bo dziennikarz ma liczne przywileje.

Chodzi zapewne o prawo do wolnej wypowiedzi prasowej. Biorąc pod uwagę, że to nic innego jak wolność słowa  przysługująca każdemu obywatelowi – niesamowita sprawa.

Czy gdyby Piotra Ogińskiego uznać za dziennikarza, Sokołów dałby mu spokój? Nie.

Więc niech dziennikarze wolność wypowiedzi prasowej sobie mają. Nie ma czego zazdrościć, bo więcej im nie wolno, a w zasadzie to mniej – wystarczy spojrzeć na upolitycznienie określonych przekazów.

Dziennikarz ma też szereg uprawnień związanych ze zbieraniem informacji:

  • prawo dostępu do informacji,
  • prawo do korzystania z pomocy informatorów,
  • prawo do tajemnicy zawodowej.

W porządku, dostęp do informacji dziennikarz na pewno ma szerszy. Pytanie tylko, czy blogerowi taki dostęp rzeczywiście jest potrzebny?

Co do zasady, bloger jest twórcą opinii. Informacje otaczają go dookoła. Czerpie z nich w sposób nieograniczony, inspirując się przy tworzeniu kolejnych wpisów.

Uprawnienie do żądania informacji od instytucji, firm i innych jednostek jest mu zupełnie zbędne. Ba, obecne na rynku marki same rwą się do udzielania blogerom informacji o swojej działalności – wystarczy zapytać blogerów o największym zasięgu.

To samo dotyczy informatorów i tajemnicy zawodowej. To uprawnienia z punktu widzenia działalności blogera bez większego znaczenia.

Informatorów może mieć na pęczki, jeśli tylko zechce.

Tajemnica zawodowa? Ale co miałby utrzymywać w tej tajemnicy? Dane osoby, która podrzuciła mu pomysł na tekst o tym, jak robić loda? Przekręt finansowy reklamodawcy? A może wyznanie zaprzyjaźnionego blogera o tym, jak uszczypnął swoją atrakcyjną czytelniczkę w pupcię?

Czas ujarzmić tych bałwochwalców!

Spotkać można też takie głosy, że trzeba blogi uznać za prasę, by móc ich autorów trzymać w prawnych ryzach. By nie podskakiwali, nie mędrkowali i nie robili brzydkich rzeczy.

Wszystko pięknie, tylko że obowiązki nałożone na dziennikarzy bardziej śmieszą niż straszą:

  • obowiązek publikowania prawdziwych informacji,
  • obowiązek służby społeczeństwu i państwu,
  • obowiązek postępowania zgodnie z etyką zawodową,
  • obowiązek działania zgodnie z zasadami współżycia społecznego,
  • obowiązek przestrzegania linii programowej,
  • obowiązek szczególnej staranności,
  • obowiązek ochrony dóbr osobistych,
  • obowiązek dbałości o poprawność języka.

Abstrahując już od adekwatności treści dziennikarskich obowiązków, blogerzy nie potrzebują straszaka w postaci ustawy, by zachowywać się w porządku. Blogerzy sami dążą do przestrzegania większości tych ładnie nazwanych obowiązków, by nie stracić zaufania czytelników.

Czytelnik jest dużo ważniejszy dla blogera niż dla dziennikarza, bo ”żywot” blogera jest od niego bezpośrednio uzależniony. Wiarygodność, uznanie i sympatia w oczach czytelników to fundamenty funkcjonowania bloga i jego autora.

Dlatego blogerzy sami wypracowali określone standardy swojej działalności, jak choćby oznaczanie treści sponsorowanych.

Co tymczasem robi prasa? Szuka kolejnych sposobów na skuteczną kryptoreklamę. Wystarczy przejrzeć pierwszy lepszy magazyn, by przekonać się, że przepisy poświęcone wymogom oznaczania materiałów reklamowych to tylko młyn na wodę dla kreatywnych redakcji.

Nie potrzeba również mieszać blogów z prasą, by uzasadniać odpowiedzialność blogera za przekroczenie granic wolności wypowiedzi. Ochrona dóbr osobistych niezależna jest od przymiotów osoby dokonującej naruszenia.

Jeśli Kowalski wypisuje niemające pokrycia w rzeczywistości farmazony na temat Pipcińskiego, można go pociągnąć do odpowiedzialności nawet wtedy, gdy nie jest dziennikarzem, a hodującym w nosie muchy blogerem.

Blog i prasa – to się nie łączy

Na poparcie kwalifikacji blogów jako prasy można przytoczyć co najmniej kilka argumentów, nie przeczę. Odnoszę jednak wrażenie, że często to po prostu sztuka dla sztuki.

Różnice między blogiem a prasą wyczuwa się intuicyjnie i nie widzę potrzeby, by mieszać ze sobą te dwa pojęcia. Tym bardziej, że zarówno blogerzy, jak i dziennikarze nie chcą być wrzucani do jednego worka.

Podejmowane próby prawnej kwalifikacji bloga zdradzają jednak potrzebę zajęcia się tym środkiem przekazu przez ustawodawcę. Co ten na to?

Na stronie Sejmu można było swojego czasu zapoznać się z projektem nowelizacji prawa prasowego, nad którym toczyły się prace. Jedna z postulowanych zmian dotyczyła blogów. Propozycja opierała się na sprecyzowaniu, co prasą nie jest:

Prakreacja.pl
Za prasę nie uważa się niezarejestrowanych przekazów niepodlegających procesom przygotowywania redakcyjnego w rozumieniu ust. 2 pkt 8, w szczególności: blogów, korespondencji elektronicznej, serwisów społecznościowych służących do wymiany treści tworzonej przez użytkowników, przekazów użytkowników prywatnych w celu udostępnienia lub wymiany informacji w ramach wspólnoty zainteresowań oraz stron internetowych użytkowników prywatnych.

Zatem blogi miały zostać wyodrębnione od prasy. Co stało się z projektem? Nie wiem. Ale przecież mamy ważniejsze sprawy. Dzieci same się nie zrobią, po pięć stówek trzeba rozdać, a przy okazji telewizję publiczną wyprowadzić z marazmu.

Ja wyraźne wyłączenie blogów z definicji prasy całkowicie popieram i pochwalam, choć celowym byłoby zadanie pytania o definicję bloga i zbudowanie kryteriów, które pozwoliłyby odróżnić blogi choćby od serwisów informacyjnych, które rzeczywiście zdradzają już charakter prasowy.

Pytanie jednak o granice definicyjne bloga to kwestia na całonocną posiadówkę blogowych krezusów i towarzyszących im pretendentów do tronu. Tronu blogosfery, rzecz jasna.

Ja na tym kończę swój dzisiejszy przekaz. Kłaniam się, nóżki całuję. Szczególnie blogerom, do których z dumą się zaliczam.

Bonus: kurs o umowach prawnoautorskich

Dodatkiem do tego artykułu jest mini-kurs o umowach prawnoautorskich dla blogerów.

Dodatek dostępny jest dla subskrybentów newslettera.

Prakreacja.pl

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi systemu komentarzy Disqus w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu komentarze.