Jak często wpisujesz swoje imię i nazwisko w wyszukiwarkę Google? Ten wpis przekona Cię, że powinieneś robić to regularnie. Nie po to, by utwierdzić się w przekonaniu co do swojej wyjątkowości („lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie”), ale po to, by sprawdzić, czy Twoje dane nie zostały przypadkiem wykorzystane przez portal, który polubiłeś na Facebooku. Myślisz, że to niemożliwe? Dzisiejsze case study otworzy Ci oczy.
Jedno kliknięcie i jesteś gorącym imprezowiczem
Portal partylover.pl łączy się z Facebookiem i generuje automatycznie (bez zgody zainteresowanych) indywidualne profile osobowe obejmujące zdjęcie, imię i nazwisko, lokalizację oraz facebook’ową aktywność związaną z życiem towarzyskim (ulubione kluby).
Jeden z członków facebookowej grupy, do której należę, po wpisaniu swojego imienia i nazwiska w Google, odnalazł na drugiej pozycji wśród wyników wyszukiwania link do swojego, stworzonego właśnie ten sposób, profilu. Nie był tym faktem szczególnie uradowany, więc wysłał do administratora żądanie usunięcia swoich danych ze stron portalu. Otrzymał odpowiedź następującej treści:
Oznacza to, że możemy legalnie korzystać z baz danych Facebooka takie jak listy imprez w klubach, listy gości, komentarze itp. (na tej podstawie system utworzył podstronę).
Jednocześnie dane te są własnością Facebooka, a z Państwa strony została wyrażona na to zgoda poprzez akceptację regulaminów przy rejestracji:
https://www.facebook.com/legal/terms
https://www.facebook.com/about/privacy
https://www.facebook.com/about/privacy/your-info-on-other
https://www.facebook.com/help/cookies
Jako, że firma Facebook jest naszym administratorem danych osobowych, wszelkie skargi i roszczenia proszę przekazać tejże firmie lub dokonać usunięcia konta z Facebooka.
Wiadomość zwrotna od administratora pokrywa się z informacjami dotyczącymi zasad funkcjonowania portalu opisanych na jego stronach:
– napisali komentarz do zdjęcia jednego z klubów,
– dołączyli do jednego z wydarzeń (imprez),
– napisali komentarz do innych treści (np. recenzja klubu).
Używamy narzędzi udostępnianych przez portal Facebook dla zewnętrznych stron, aby automatycznie wyświetlać takie informacje (w tym aktywność) i tym samym uniknąć niepełnych treści na portalu. Oznacza to, że możemy legalnie korzystać z baz danych Facebooka i wyświetlać dane użytkowników oznaczone jako publiczne (m.in. imię/nazwisko, płeć, zdjęcia i inne podstawowe informacje, które użytkownik udostępnia publicznie na swoim profilu Facebook.Rejestracja pod prawdziwymi danymi na portalach społecznościowych jest dobrowolna i tworzy profil publiczny, do którego mają dostęp osoby także niezarejestrowane na takim portalu. Jeśli użytkownik wyłączy publiczną dostępność danych, nasz portal nie będzie w stanie ich wyświetlić. Udostępnione dane publiczne nie mogą być traktowane jako przekazane dane osobowe w rozumieniu Ustawy o ochronie danych.
Streszczając metodę funkcjonowania serwisu, wystarczy że polubisz profil określonego klubu, dołączysz do jakiegoś klubowego wydarzenia, czy też je skomentujesz i z automatu stajesz się gorącym imprezowiczem, którego profil prezentowany jest na stronie portalu partylover.pl. Cudownie, prawda?
Zasady działalności portalu nie są w porządku
Wykorzystywanie danych dostępnych na Facebooku do prezentacji ich w ramach innego portalu budzi poważne zastrzeżenia. Nie trzeba być prawnikiem, by wyczuć tutaj nadużycie. Prawnicze wykształcenie pomaga natomiast postawić portalowi konkretne zarzuty. Nie jest wcale tak, jak utrzymuje administrator, że opisane zasady działalności serwisu w połączeniu z regulaminem Facebooka załatwiają sprawę.
Partylover swoje uprawnienie do wykorzystywania danych z Facebooka opiera na regulaminie dziecka Zuckerberga. Nie wskazuje wprawdzie na konkretny zapis, ale wśród wszystkich postanowień znalazłem jeden punkt, który wchodzi tutaj w grę – ust. 2 pkt 4 Oświadczenia dotyczącego praw i obowiązków.
Wydawać by się mogło, że zapis ten uprawnia Partylover (i inne serwisy) do wykorzystywania wszystkich danych udostępnionych publicznie przez użytkowników Facebooka. Nic bardziej mylnego.
Zapisy regulaminu należy interpretować rygorystycznie
W przytoczonym postanowieniu, posłużono się pojęciem „wykorzystywania” informacji. Należy zatem zadać pytanie, co to znaczy „wykorzystywać”? W języku codziennym, prezentowanie określonych danych na stronie internetowej niewątpliwie będzie ich wykorzystywaniem. Na gruncie języka prawniczego nie jest to już tak oczywiste.
Prawnik działanie Partylover nazwałby raczej „rozpowszechnianiem” danych. I choć w kontekście opisywanej sytuacji, posługiwanie się tymi pojęciami jako synonimami jest bardzo wygodne (sam to robię), to jednak dokonując interpretacji regulaminu, należy mieć tę różnicę na uwadze. Tym bardziej, że ze względu na interesy użytkowników Facebooka, interpretacja ta powinna być ścisła.
Partylover narusza dobra osobiste
Nawet gdyby uznać, że działania portalu mieszczą się w pojęciu „wykorzystywania” informacji, to nie można zapominać o przepisach dotyczących dóbr osobistych, w szczególności tych o ochronie wizerunku.
Wykorzystanie cudzego imienia i nazwiska na stronie portalu poświęconego imprezowaniu stanowi naruszenie tego dobra osobistego. Każdy ma prawo decydować o tym, z jakimi informacjami jego tożsamość jest zestawiana.
Wyobraźmy sobie dyrektora spółki, który poprzez jedno kliknięcie na Facebooku ląduje na stronie Partylover, do której link pozycjonuje się w wynikach wyszukiwania Google. Nie muszę chyba tłumaczyć, że taka sytuacja wywołuje po stronie dyrektora uzasadnione żądanie ochrony. Zachwiana została jego renoma oraz dobre imię.
Niedopuszczalne jest również dowolne korzystanie z cudzego wizerunku. Zgodnie z art. 81 prawa autorskiego, rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. W tym przypadku nie trzeba nawet wskazywać na negatywne doznania ze sfery psychicznej – jak w przypadku imienia i nazwiska – ponieważ ochrona wizerunku ma charakter całkowicie obiektywny. Niedopuszczalne jest każde rozpowszechnienie cudzego wizerunku bez zgody.
Rejestracja na Facebooku nie jest zgodą
Rejestrując się na Facebooku i akceptując tym samym regulamin portalu, nie wyrażamy zgody na rozpowszechnianie naszych danych przez osoby trzecie. Takiej zgody udzielamy jedynie Facebookowi. Nie mają w tym przedmiocie znaczenia jakiekolwiek postanowienia regulaminu sugerujące, że jest inaczej. Zapisy takie należy uznać za niedozwolone klauzule umowne na gruncie art. 3851 Kodeksu cywilnego.
Nie ulega wątpliwości, że jeśli ktokolwiek chce rozpowszechniać nasz wizerunek, musi uzyskać zgodę bezpośrednio od nas. Podobnie, jeśli ktoś powołuje się, że do naruszenia naszych dóbr osobistych nie doszło wskutek udzielania zgody na określone działanie (np. wykorzystywanie imienia i nazwiska), musi udowodnić, że zgodę tę uzyskał bezpośrednio od nas. W przypadku akceptacji regulaminu Facebooka, zgodę taką posiada tylko Facebook i nikt więcej.
Co możesz zrobić?
Jeśli odnajdziesz w sieci swoje dane (w szczególności zdjęcie), które zostały zamieszczone na określonym portalu na zasadzie agregacji treści z Facebooka, zawsze przysługuje Ci prawo żądania ich usunięcia.
Portal najczęściej spełni Twoje żądanie (Partylover dysponuje narzędziem do samodzielnego usunięcia danych), ale mimo to zachęcam Cię, byś zawsze starał się robić wokół takiej sprawy dużo szumu. Im głośniej o podobnych praktykach, tym lepiej. Internet jest źródłem licznych podobnych naruszeń, dlatego warto nieustannie budować świadomość co do wątpliwego charakteru takich praktyk.
O ochronie danych osobowych przeczytasz również tutaj: