Pudelek i zmyślona śmierć Anny Przybylskiej okiem prawnika

Publikując nieprawdziwą informację o śmierci Anny Przybylskiej, Pudelek przekroczył wszelkie granice. Nie tylko przyzwoitości oraz dobrego smaku, ale również etyki i prawa. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego uważam takie zachowanie za dno moralne. Chciałbym natomiast napisać o prawnych aspektach całego zajścia. Jest tu bowiem kilka smaczków w sam raz na prawnicze podniebienie. 

Trzy smaczki na dzień dobry

W całym zamieszaniu związanym z publikacją przez Pudelka niepotwierdzonej plotki, dostrzegam trzy interesujące wątki prawne:

  • kwalifikacja portalu jako prasy w rozumieniu prawa prasowego
  • ogólne zasady działalności Pudelka w kontekście wymogów stawianych przez prawo
  • dobra osobiste i prawo do prywatności osób powszechnie znanych

W kolejnych akapitach naświetlę każdy z wymienionych aspektów z osobna, starając się przedstawić najważniejsze punkty zapalne.

Czy Pudelek to prasa?

W komunikacie opublikowanym na oficjalnej stronie aktorki poinformowano, że spółka HTTP Sp. z.o.o. – wydawca portalu – została wezwana do sprostowania nieprawdziwej informacji.

Z oburzeniem odnotowaliśmy zamieszczoną na portalu Pudelek.pl 16.07.2014 r. nieprawdziwą informację pt. „Ania Przybylska nie żyje” opublikowaną pod linkiem http://www.pudelek.pl/artykul/68087/ania_przybylska_nie_zyje/

Ponieważ jest to informacja nieprawdziwa i naruszająca dobra osobiste Anny Przybylskiej, na podstawie art. 31a i n. ustawy Prawo prasowe wezwano spółkę HTTP sp. z o.o. wydawcę Pudelek.pl do sprostowania nieprawdziwej informacji i zamieszczenia przesłanego jej sprostowania w wyraźnym miejscu, na głównej stronie na łamach portalu Pudelek.pl.

Anna Przybylska zastrzega sobie prawo podjęcia odpowiednich kroków prawnych przeciwko Redakcji w oddzielnym trybie.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że żądanie aktorki jest zasadne. Przewrotność prawnicza nakazuje jednak zapytać, czy zostało ono oparte na odpowiedniej podstawie prawnej? W oświadczeniu wskazano na przepisy prawa prasowego o sprostowaniu. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście znajdują one zastosowanie do Pudelka?

Mamy tutaj do czynienia z problemem kwalifikacji określonych stron internetowych jako prasy. Pisałem o tym już kilkakrotnie, odsyłam więc do dotychczasowych wpisów, np. Co to jest prasa, czyli czy muszę coś rejestrować?

Jeśli chodzi o moje stanowisko, to uważam, że Pudelka można, a wręcz trzeba uznać za prasę, by można było poddać działalność serwisu rygorom prawa prasowego. Dyskusję nad koniecznością odrębnego uregulowania tzw. prasy internetowej oceniam za pożyteczną, ale w chwili obecnej dysponujemy takimi, a nie innymi przepisami, więc wyciśnijmy z nich tyle, ile się da.

I choć posługiwanie się określeniem „dziennikarz” w stosunku do osób publikujących teksty na Pudelku zakrawa o śmieszność, to jednak niech i tak będzie, skoro osiągniemy dzięki temu pożądane rezultaty w postaci stosowania do serwisu przepisów prawa prasowego.

Pudelek i prawo to zbiory rozłączne

Biorąc pod uwagę charakter działalności Pudelka, dziwi mnie, że do tej pory portal uchował się w obecnym kształcie. Już nie chodzi nawet o dostarczane treści – które cieszą się przecież ogromną popularnością – ale o formalny aspekt działalności portalu.

Regulamin portalu pozostawia wiele do życzenia (ze sztandarowym hasłem na czele, że „przedstawiany w serwisie Pudelek.pl przegląd prasy, jak również prezentowane w nim informacje, poglądy, opinie czy komentarze mają przede wszystkim charakter satyryczny i nie powinny być traktowane całkowicie poważnie” oraz stwierdzeniem, że administrator serwisu nie przechowuje treści – no tak, gdzieżby tam).

Samo określenie spółki HTTP jako administratora portalu jest nieprawidłowe. Zgodnie z postanowieniami prawa prasowego, jest ona jego wydawcą. Oczywistym jest z jakich powodów spółka próbuje przedstawiać się inaczej – na gruncie prawa prasowego wydawca ponosi odpowiedzialność za publikowane materiały. Co więcej, jest to odpowiedzialność najszersza, bo na zasadzie ryzyka, a więc niezależnie od winy wydawcy. Za niemające znaczenia należy w tym kontekście uznać postanowienie regulaminu, zgodnie z którym „administrator nie ponosi odpowiedzialności za zamieszczane przez użytkowników treści”.

Regulamin jest skonstruowany tak, by wywołać błędne przekonanie, że autorami treści serwisu są jego użytkownicy. Nic bardziej mylnego. Użytkownicy dodają jedynie komentarze pod materiałami, natomiast „donosy i zdjęcia” – zgodnie z terminologią portalu – mogą przesyłać tylko mailowo. Zatem za wszystkie dostępne na stronie teksty i zdjęcia pełną odpowiedzialność ponosi spółka.

Dobra osobiste

Drugi wątek prawny pojawiający się w oświadczeniu opublikowanym na stronie Anny Przybylskiej to kwestia naruszenia przez Pudelka dóbr osobistych aktorki. Tutaj sprawa jest jeszcze bardziej klarowna niż w przypadku uznania portalu za prasę.

Oczywiście, że nieprawdziwa informacja o śmierci artystki stanowiła naruszenie jej dóbr osobistych – prywatności i czci. Nie trzeba tu już nawet wskazywać na negatywne przeżycia ze sfery psychicznej, bo to wszystko jest tak oczywiste, że żaden sąd nie miałby wątpliwości co do oceny spornej publikacji.

Ciekaw jestem, czy aktorka zdecyduje się wystąpić przeciwko spółce z powództwem. Cel w postaci opublikowania sprostowania już niby osiągnęła, ale trudno uznać za satysfakcjonujące przeprosiny, które zginęły w gąszczu kolejnych gorących ploteczek.

Tu pojawia się ten sam problem, co w sporze Pudelka z Cezarym Pazurą, który po dwuletnich bojach w sądzie osiągnął w końcu to, czego oczekiwał, czyli zobowiązania portalu do przeprosin w odpowiedniej formie, tj. wyskakującego na stronie głównej pop-up’u.

Dziwię się, że portal nie nauczył się na błędach i również w przypadku Anny Przybylskiej od razu nie zdecydował się na taką formę. Cóż, widać koszty procesu to nic w porównaniu z możliwością zdobycia dodatkowego rozgłosu.

Jeśli chodzi natomiast jeszcze o roszczenia aktorki, to na jej miejscu domagałbym się dodatkowo – obok przeprosin – zapłaty odpowiedniej sumy na cel społeczny, zgodnie z art. 24 Kodeksu cywilnego.

Art. 24 Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

Celebryci również mają prawo do prywatności

Postępowania sądowe w podobnych sprawach mają przede wszystkim na celu budowanie świadomości w zakresie prawa do prywatności osób znanych, które to prawo regularnie jest naruszane poprzez działania wścibskich dziennikarzy i paparazzich.

Jasne, że niektórzy celebryci z rozmysłem wystawiają się na pierwszą linię strzału, ale część znanych artystów próbuje unikać nadmiernego zainteresowania mediów. I mają do tego prawo.

Sam fakt bycia znanym aktorem, czy muzykiem nie pozbawia jeszcze prawa do prywatności. Jest ono wprawdzie ze zrozumiałych względów ograniczone, ale mimo to trudno akceptować uganianie się za celebrytami w sytuacjach czysto prywatnych.

Anna Przybylska z mediami walczyła już niejednokrotnie. Paparazzim podpadła, publikując w sieci ich własne zdjęcia i nagrania wideo, które wykonała, próbując bronić się przed ich natrętnymi próbami fotografowania jej osoby.

Na stronie artystki znajduje się natomiast informacja o niedawno wytoczonych powództwach przeciw znanym wydawcom i korzystnych postanowieniach sądów w przedmiocie zabezpieczenia tychże powództw.

A więc wojna trwa. Pytanie, czy aby przypadkiem komentowana publikacja na Pudelku nie była elementem tej wojny? Nie mam pojęcia. I nie chcę spekulować, bo żaden ze mnie pudel.

Przeczytaj również:

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi systemu komentarzy Disqus w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu komentarze.