Gdzie byłem, kiedy mnie nie było? Świąteczna niespodzianka.

Najtrudniejsze są powroty. Jeśli robię coś regularnie, łapię odpowiedni rytm i wszystko płynie niemal samo. Gdy zafunduję sobie przerwę, mam problem, by wrócić. Nie ważne, że bardzo coś lubiłem i to coś dawało mi ogromną satysfakcję. Przestój działa na mnie destrukcyjnie. Tak właśnie było z blogowaniem.

Gdy piszę te słowa, jest 11 grudnia. Ostatni tekst na blogu pochodzi z 22 września. Dwa i pół miesiąca ciszy. Czy to długo? Na pewno, choć dla mnie ten czas minął niepostrzeżenie. Im jestem starszy, tym większe zaskoczenie towarzyszy mi wraz z nadejściem każdego kolejnego grudnia. Przecież pamiętam jeszcze ubiegłorocznego sylwestra, a tymczasem już za chwilę będziemy witać nowy rok!

O czym to ja chciałem? Ach tak, usprawiedliwić się. Chociaż usprawiedliwienie to chyba jednak złe słowo w tym przypadku. Nie czuję się winny. Raczej mam potrzebę, by opowiedzieć, co działo się u mnie w ostatnim czasie, po cichu licząc, że kogokolwiek to interesuje. Biorąc jednak pod uwagę, że podczas mojej blogowej nieobecności dostałem kilka wiadomości z pytaniem, co się dzieje, wierzę, że nie jestem jeszcze na straconej pozycji, mimo że prawników w branży kreatywnej coraz więcej.

Co robiłem od czasu ostatniego artykułu na blogu? Pracowałem i uczyłem się. Z naciskiem na to drugie, bo prowadząc własną firmę, praca nie powinna być niczym zaskakującym. Wprawdzie na aplikacji radcowskiej nauka również nie jest niczym niespodziewanym, to jednak nie było mnie na blogu głównie przez naukę właśnie, tj. siedzenie nad skryptem i wkuwanie odpowiedzi na ponad 400 pytań z prawa handlowego, gospodarczego i upadłościowego.

Zdałem na piątkę. Czy czuję satysfakcję? Zdecydowanie. Tym bardziej, że to był pierwszy egzamin w moim życiu, gdy nie znałem odpowiedzi na jedno z zadanych mi pytań. Tak, na studiach uchodziłem za kujona i naprawdę trudno było mnie na egzaminie ustnym zagiąć. Biorąc pod uwagę, że za kujona nadal uchodzę, to chyba po prostu wyczerpałem limit szczęścia. Pytanie tylko, jak inaczej niż szczęściem określić piątkę z egzaminu przy pytaniu, którego po prostu w ogóle wcześniej się nie przerobiło? Komisja nazwała to jedną z najważniejszych umiejętności w zawodzie prawnika, czyli opanowaniem, brakiem stresu i wygadaniem. W sumie to mieli rację. Szczęście jest ważne, ale nie bez powodu mówi się, że sprzyja lepszym.

Pewność siebie? Nie jest mi obca. Cały Wawrzak, no cały Wawrzak, mówią niektórzy. Ci, którzy znają mnie najlepiej, dołożą do tego jeszcze afirmację, bo wiedzą, że od jakiegoś już czasu jestem fanem kreowania rzeczywistości własnymi myślami. Tak, wierzę, że pozytywne nastawienie pozwala osiągać więcej. Choć przyznam, że gdy po przerobieniu kolejnej części egzaminacyjnej materii wracałem do poprzedniej i uświadamiałem sobie, że niewiele już pamiętam, to z tym pozytywnym nastawieniem było różnie. Afirmacja nie pomogła również przy losowaniu pytań podczas egzaminu. Genialne metody z książki Sekret tym razem zawiodły. Ze smutkiem musiałem przyznać, że nie mam takiej siły, by spośród ponad 400 pytań wylosować akurat te, które sobie założyłem. Cóż, życie uczy pokory. Czy jakoś tak…

Dlaczego piszę dopiero teraz, skoro egzamin zdałem 26-go listopada? Bo mnie odcięło. Organizm powiedział STOP, swoje słowa wzmacniając gorączką i kiepskim samopoczuciem. Pochorowałem więc trochę, a potem znowu musiałem gonić, tym razem nadrabiając zaległości w pracy wywołane chorobowym przestojem. Teraz wychodzę na prostą, ale ponieważ jutro już poniedziałek, a skrzynka e-mail jest stałym dostarczycielem zajęć wszelakich, piszę niniejsze słowa w kategorii #lawstyle. Bo łatwiej, bo szybciej, bo literacko lub grafomańsko, a merytorykę można odstawić na bok.

Jest 21:57. Za kilka minut startuje MiniMax w radiowej trójce, więc ku twojej uldze pożegnam się. Wrócę niebawem, obiecuję.

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi systemu komentarzy Disqus w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu komentarze.