Copyright troll: kto to taki?

Internet obiegła dzisiaj wiadomość o rozsyłanych przez niemiecką kancelarię prawną wezwaniach do zapłaty skierowanych do użytkowników serwisu RedTube. Kancelaria wzywa do zapłaty określonej kwoty pieniężnej, celem uniknięcia sądowego dochodzenia roszczeń opartych o naruszenie praw autorskich. To jeszcze prawo, czy już bezprawie?

PODSTAWA ROSZCZENIA

Na RedTube ogląda się pornografię. To wszyscy wiedzą. Jak również to, że robi się to za darmo. Równie oczywiste jest, że trafiające tam treści publikowane są bez zgody podmiotów uprawnionych z tytułu praw autorskich. To samo dzieje się na innych portalach streamingowych. Do tej pory użytkownicy przekonani byli, że ich działania – choć nie do końca etyczne – nie pozostają w sprzeczności z prawem. Niemiecka kancelaria jest odmiennego zdania – uważa, że użytkownicy ponoszą odpowiedzialność z tytułu naruszenia praw autorskich.

O PROBLEMIE PO POLSKU

Nie wiem, czy na gruncie prawa niemieckiego roszczenie jest zasadne (bo nie znam prawa niemieckiego), ale mogę za to stwierdzić, że nie byłoby zasadne w Polsce. Dozwolony użytek osobisty pozwala u nas na korzystanie z utworów już rozpowszechnionych, bez konieczności wnikania, czy do rozpowszechnienia doszło zgodnie, czy też niezgodnie z prawem. Innymi słowy – w Polsce pociągać do odpowiedzialności można osoby, które rozpowszechniają treści w sposób nielegalny, ale samym użytkownikom nic w tej chwili nie grozi. Ale kwestię dozwolonego użytku zostawmy w tej chwili na boku – to temat na oddzielny wpis.

CO TO JEST COPYRIGHT TROLLING?

Niezależnie od tego, czy niemiecka kancelaria ma rację, czy nie – sposób jej działania jest klasycznym przykładem zjawiska nazywanego ”copyright trolling”, czyli czynienia z ochrony praw autorskich podkładki do łatwego zarobku przy zastosowaniu nieetycznych i nieuczciwych metod postępowania. Wezwań do zapłaty poszło w kraj setki. Po co? Ano po to, by odrobinkę się wzbogacić. Doświadczenie pokazuje, że odpowiednio sformułowane pismo potrafi czynić cuda i ludzie rzeczywiście płacą. Bo się boją, bo nie chcą mieć kłopotów, bo cenią sobie święty spokój. W tej konkretnej sprawie pojawia się jeszcze wątek porno. No bo kto chciałby się otwarcie przyznawać do oglądania pornografii? A skoro w jakiś sposób dotarli już do IP, to nie wiadomo, co przyjdzie im do głowy z takimi danymi zrobić. Porno jest wciąż zjawiskiem odbieranym przez społeczeństwo negatywnie. Wszyscy oglądają, ale wszyscy też piętnują. Wstyd, wstyd, wstyd!

COPYRIGHT TROLL W POLSCE

Copyright trolling to określenie zjawiska. Copyright troll to określenie podmiotu. Całkiem niedawno w głośno było o sprawie warszawskiej kancelarii, która rozesłała do kilkuset osób wezwania do zapłaty w związku z nielegalnym rozpowszechnianiem filmu „Czarny Czwartek, Janek Wiśniewski Padł” poprzez sieć P2P. O ile roszczenia ocenić należy za zasadne – korzystanie z sieci P2p pozostaje w sprzeczności z polskimi przepisami prawa autorskiego – o tyle sposób postępowania kancelarii należy uznać za wątpliwy pod względem etycznym. Nie oszukujmy się – kancelarii zależało przede wszystkim na uzyskaniu żądanych kwot bez wdrażania postępowania sądowego. Dlaczego? Ano dlatego, że występując na drogę sądową, musiałaby liczyć się z poniesieniem kosztów postępowania, a czyn polegający na rozpowszechnianiu utworów bez zgody twórcy stoi wprawdzie w sprzeczności z obowiązującym prawem, ale trudno wyobrazić sobie, by w jednostkowym przypadku niezwiązanym z czerpaniem z nielegalnego rozpowszechniania korzyści majątkowych, sąd zasądził jakieś szczególne odszkodowanie. Krótko mówiąc – dochodzenie roszczeń przed sądem byłoby nieopłacalne. Co innego, gdy przestraszony użytkownik zapłaci sam z siebie. Żyć, nie umierać.

AMERICAN TROLL-DREAM

W Stanach Zjednoczonych bardzo głośno było o korporacji Righthaven, która swój model biznesowy oparła na skupowaniu praw do artykułów prasowych celem dochodzenia roszczeń opartych na naruszeniu praw autorskich poprzez publikacje treści (najczęściej tylko części) tychże artykułów na łamach najróżniejszych serwisów, czy for internetowych. Righthaven namierzało sprawców takich naruszeń i oferowało ugody, strasząc postępowaniem sądowym i konsekwencjami finansowymi na dużo większą skalę w razie odmowy. Typowy trolling. Szczęśliwie, American Dream skończył się głośnym upadkiem korporacji. Udało się na spółkę znaleźć haka.

PRAWO, CZY BEZPRAWIE?

Ostatnie, co mogę o sobie powiedzieć to stwierdzenie, że jestem przeciwnikiem ochrony prawnoautorskiej. Ba, wręcz odwrotnie – jestem jej zagorzałym zwolennikiem (czytaj: Jak ukraść, by nie być złodziejem). Ale sprzeciwiam się wypaczaniu ochronnego charakteru regulacji prawnej i czynienia z niej źródła łatwego zarobku. Na tym właśnie polega zjawisko ”copyright trolling” – dochodzącym ochrony nie chodzi wcale o tę ochronę, lecz o pieniądze. Duże pieniądze. Dlatego tym bardziej konieczne jest pochylenie się nad wciąż nienadążającą do współczesnych realiów regulacją sfery własności intelektualnej. A prawno-autorskim trollom mówię NIE.

Niestety, ale wybrałeś/aś brak obsługi systemu komentarzy Disqus w menu cookies. Zmień to ustawienie, żeby zobaczyć w tym miejscu komentarze.